Spróbuje naświetlić jak ja preparowałem swój korzeń a właściwie korzenisko. Do starego Malawi. Przytaszczyłem go z nad brzegu pobliskiego potoku. Częściowo był już bez kory ale wciąż większa jego część była z korą ,błotem i powrastanymi kamieniami. Najpierw bojowe zadanie oczyścić zewnętrzną część . Tak więc młotkiem ,dłutem pilnikiem i piłką usuwałem to co uznałem za zbędne. Troszkę ta zabawa zajęła czasu . Następny etap to moczenie . Wykorzystałem do tego "kajfas" taka skrzynia używana na budowach . Moczył się i moczył i m... i wciąż był nie zatapialny . Pomogła grzałka taka do gotowania wody i tak pod przykryciem, przyciśnięty kamieniem się gotował i gotował i ... Ale końcu się poddał . Utonął ! Oczywiście woda była zmieniana na czystą ,i coś tam soli sypałem. Zabawa jak ta lala. Ale efekt końcowy był tego wart. A wspomnienia nie zapomniane.