Glony te kojarzone są z namiarem Fe w wodzie.
Wystąpiły u mnie dwukrotnie. Silna inwazja wystąpiła 2-3 dni po zalaniu zbiornika. Poziom Fe był wysoki (skutki dodania aqualitu do podłoża). Po dwu dniach usuwania mechanicznego wpuściłem do zbiornika stado (około 20 sztuk) wygłodzonych (przynajmniej w kwestii dostępności glonów) molinezji. Aż szkoda było wyłączać światło. Od pierwszej minuty nastąpił atak na zielone nitki. Dwa dni potem po nitkach nie było śladu. Oczywiście jednocześnie zmieniały się parametry wody (spadał poziom Fe). W zasadzie ryby usunęły z wody to, co zdążyło wcześniej wyrosnąć, a zmiany warunków zahamowały pojawianie się nowych.
Kolejny raz nitki pojawiły się po pomyłkowym przedawkowaniu Fe. Szybka korekta ilości Fe i obecność (jeszcze nie usuniętych) molinezji sprawiła, że inwazja nie trwała dłużej jak 3-4 dni.
Jednak, molinezje nie są 100% rozwiązaniem, (o czym przekonał się Bartek). Nie zawsze zjadają te glony z takim upodobaniem jak u mnie za pierwszym razem. Myślę, że podstawowe znaczenia miał fakt, że w zbiorniku, z którego je przełożyłem miały od dłuższego czasu dostępne tylko zielenice (takie zielone kropeczki) i to w minimalnych ilościach oraz zieleninę z tabletek.
Wracając do Fe, trzeba zwrócić uwagę nie tylko na jego poziom (wysoki na pewno stymuluje).
Na podstawie obserwacji, dyskusji z kolegami (również z tego forum) oraz lektur, skłaniam się do teorii, mówiącej, że
rośliny w okresie silnego (gwałtownego) wzrostu wydzielają do wody substancje, które blokują rozwój gonów (glony też są do tego zdolne). Ilość tych substancji jest silnie zależna od szybkości procesu wzrostu. Stąd w nawet z mocno zarośniętym zbiorniku, gdzie wzrost roślin jest zahamowany, mogą wystąpić problemy z glonami. Jednocześnie utrzymywanie nawet wysokich poziomów N, P, Fe nie powoduje inwazji glonów w zbiornikach gdzie jedynym problemem właściciela jest zbyt częsta konieczność żniw.