Może nie zupełnie zapomniana, ale raczej mało znana. Przypomniałem sobie o niej w czasie ostatnich upałów. Chodzi mianowicie o
zamrażanie. Jak wiadomo im woda ma większą mineralizację, czyli powiedzmy twardość, tym w niższej temperaturze zamarza. Dlatego woda o pełnomorskim zasoleniu staje się lodem dopiero około -1,8 stC. Słodsza woda zamarza szybciej i oddziela się od bardziej stężonej solanki, która zamarza później. Dlatego mamy na biegunie góry lodowe z zamrożonej wody morskiej, które są w całości ze słodkiej (i nie mam na myśli lodowców). Jeżeli cierpimy na zbyt twardą wodę to w miarę łatwym sposobem możemy trochę zbić jej parametry. Specjalnie nie używam słowa "uzdatnianie", ponieważ mimo wszystko woda powinna przed zamrożeniem postać parę godzin w celu ulotnienia się chloru itp.
Próbę zrobiłem na wodzie o:
pH=7,6
GH=14,5
KH=7
Pozostałych parametrów nie znam, ale wątpię aby ulegały większym wahaniom.
Po zamrożeniu i ponownym roztopieniu woda miała już parametry:
pH=7,2
GH=13
KH=6
Eksperyment przeprowadziłem kilka razy na zwykłej nieodstanej kranówce. Jak widać różnica nie jest ogromna, ale wyraźnie było widać pozostały na dnie biały węglanowy osad. Nie uległ on ponownemu rozpuszczeniu co oznacza, że twardość spadła na stałe. Wystarczy odwrócić butelkę do góry dnem, poczekać chwilę aż osad opadnie w kierunku nakrętki i można go zlać. Można potem ponownie ją zamrozić, ale wydaje mi się to już stratą czasu i mijanie się z celem gdyż efekty są coraz słabiej widoczne.
Zdaję sobie sprawę, że taki rodzaj poprawiania parametrów nadaje się tylko do małych zbiorników przy niewielkich podmianach, ale w przeciwieństwie do odgotowywania jest mniej kosztowny i pracochłonny. Ot taka ciekawostka.