W ostatnim czasie zastanawiam się nad pewnym aspektem utrzymania akwarium z dużą ilością roślin. Moje akwarium ma około 240 litrów netto, światło ok. 40lm/litra,
co2 z butli. Raz w tygodniu, w środę wieczorem, wykonuję zabiegi pielęgnacyjne: wymiana ok. 30% wody, czyszczenie prefiltra i filtra wewnętrznego, czyszczenie szyb, dyfuzora, wskaźnika
CO2 i nade wszystko przycinka roślin. Cała operacja zajmuje ok. 2h. Prawdę mówiąc to przycinka jest głównym motorem tego cyklu zabiegów - z braku doświadczenia pozwoliłem aby zbiornik zarósł w sposób niekontrolowany.
Zastanawiam się czy taka częstotliwość nie wpływa zbyt negatywnie na ryby. Mam aktualnie ok. 12 brzanek, 6 molinezji, 7 kosiarek, 2 neonki, 2 kiryski i 2 otoski. Niestety od czasu do czasu zdarza mi się że któraś zalicza zgon - czasem ją znajdę, a czasem nie... Część rybek kupiłem w sklepie, ale większość na giełdzie w Krakowie. Przed wpuszczeniem wykonuję aklimatyzację, ale kwarantanne już nie. Większość wpuszczonych ryb początkowo żyje spokojnie przez kilka tygodni, a potem nagle niektóre sztuki padają.
Żona jako przyczynę sugeruje moje grzebanie w zbiorniku
Jakie jest Wasze zdanie/doświadczenie w tej sprawie? Czy obserwujecie korelację między częstotliwością/intensywnością zabiegów pielęgnacyjnych a kondycją ryb?
Czy grzebanie w zbiorniku raz na tydzień to nie za często? A w związku z tym jak mocno można ciąć
rośliny?
Ja mam bardzo miękkie serce i tnę
rośliny po jednym listku albo gałązce... W efekcie po tygodniu znowu wyłażą z wody